19.11.2012

12.

   W niedzielę wieczorem byłam już w Jastrzębiu. W klubie posypały się kontuzje, te poważniejsze i mniej poważne, i potrzebowano dodatkowych rąk do pracy. Dlatego też musiałam wrócić wcześniej, a nie tak jak Michał i Zbyszek, którzy wracają dopiero w środę. Jednak w ciągu tych zaledwie trzech dni wolnego udało mi się wypocząć, a co najważniejsze pobyć trochę z rodziną i przyjaciółmi, za którymi niewątpliwie bardzo się stęskniłam. Ze Zbyszkiem rozmawialiśmy codziennie  i mimo, że to tylko parę dni rozłąki to i tak strasznie brakowało mi jego obecności.
 
   W poniedziałek punktualnie o 10.00 byłam już w pracy. Najpierw zabiegi z tymi, którym było to potrzebne, a potem miałam chwilę wolnego, więc udałam się na halę gdzie trwał trening. Usiadłam sobie na krzesełku i obserwowałam jak chłopcy rozgrywają pomiędzy sobą mecz. Po chwili po mojej lewej stronie usiadł Russel a zaraz po nim, po mojej drugiej stronie, pojawił się Brain Thorton.
Wymieniliśmy parę uwag co do Pucharu Świata, gdy nagle ktoś zasłonił mi dłońmi oczy. Nie miałam pojęcia kto to może być. Zdjęłam dłonie "intruza", odwróciłam głowę do tylu i zobaczyłam zadowolonego Zbyszka.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam zdziwiona, ponieważ miał jeszcze być w Warszawie, ale jednocześnie szczęśliwa.
- Wraca człowiek po paru dniach i tak go wita kobieta- wyszczerzył się i skradł mi krótkiego całusa. Panowie obok dziwnie na nas patrzyli. Szybko jednak im wyjaśniliśmy sytuację pomiędzy nami, co skwitowali głośnym uuuuuuuuuu...To z kolei zwróciło uwagę pozostałych osób na hali. I już po chwili wszyscy oczywiście wraz z trenerem nam gratulowali i życzyli szczęścia  dalszym wspólnym życiu.
jednak trening na hali dobiegł końca i trzeba było wracać do pracy, bo przed gabinetem tworzyła się już kolejka zawodników na zabiegi.
    Zbyszek pojechał do siebie, w końcu nie był tam już od dłuższego czasu. Umówiliśmy się jednak, że wieczór spędzimy razem.

   Parę minut po dwudziestej w moim mieszkaniu pojawił się Zbyszek z torbą treningową w ręku. Nie było sensu żeby wracał nocą do siebie, więc zabrał najpotrzebniejsze rzeczy. Żadnemu z nas nie chciało się przygotowywać kolacji, także postawiliśmy na pizzę, którą po drodze przywiózł Zibi. Do tego czerwone wino i dobry film. Po posiłku usiedliśmy wygodnie na kanapie. Z lampką wina w dłoni, przytuleni do siebie skupiliśmy się na oglądaniu filmu. Co jakiś czas skradaliśmy sobie delikatnie pocałunki. Niczego więcej do szczęścia nie potrzebowaliśmy. Po tym jak w ostatnim czasie nie mieliśmy chwili dla siebie, teraz cieszyliśmy się że możemy pobyć trochę sami wiedząc, że nikt nie wpadnie do pokoju z jakąś "bardzo ważną sprawą"....

***
   Witam! Wiem, że dzisiejszy odcinek jest naprawdę bardzo krótki i szczerze powiedziawszy jest to tylko część z tego co miałam tutaj zaplanowane. Mam nadzieję, że wkrótce znajdę więcej czasu żeby napisać coś dłuższego.Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze:* i oczywiście zapraszam to dalszego komentowania, bo to bardzo motywuje. Pozdrawiam.:)