20.07.2012

7.

   Witam po długiej przerwie spowodowanej brakiem czasu i weny. Odcinek ze specjalną dedykacją dla tych którzy nie tylko czytają, ale także komentują motywując tym do dalszego pisania;) A teraz zapraszam do czytania....;)  
***

 Od tygodnia jesteśmy w Japonii. Chłopcy ciężko trenują, a my, fizjoterapeuci, również mamy pełne ręce roboty. Często pracujemy nawet do późnych godzin nocnych. Każdą chwilę stara się uwiecznić Krzysiu Ignaczak, który biega wszędzie ze swoją kamerą. a jak nie z kamerą to z aparatem i pstryka wszystkim i wszystkiemu fotki. Ktoś z drużyny nawet wymyślił, że gdzie diabeł nie może tam Igła pomoże. Na początku było to dla mnie trochę krępujące, ale z czasem człowiek się przyzwyczaja
   Niestety nie wszystko układa się tak miło i sympatycznie. Już Warszawie zauważyłam, że z jedną osobą najprawdopodobniej się nie dogadam. I tak też się stało. A tą osobą jest Bartek Kurek. Wydaje się, że jest miły i w ogóle, ale przyglądając się bliżej jego zachowaniu można zauważyć, że uważa się za króla świata. Jemu jedynemu nie spodobało się to, że współpracować z siatkarzami będzie dziewczyna i to jeszcze tak niedoświadczona w swoim zawodzie.
   Niestety nie odzyskał on jeszcze całkowitej sprawności po kontuzji i każdy tutaj na niego dmucha i chucha, żeby tylko nic się nie stało. Na nasze nieszczęście to on najwięcej czasu przebywa w zabiegowym i jak postanowił Olek, to ja robię mu większość zabiegów. Niektóre z nich sprawiają mu trochę bólu, co komentuje tym, że to moja wina, bo się nie znam na tym co robię. Czasami mam ochotę naprawdę sprawić mu trochę bólu no ale wiem, że nie mogę. Więc udaję, że nie słyszę jego marudzenia.
***
  Dzień przed pierwszym meczem Andrea trochę odpuścił chłopakom. Z rana był lekki trening na hali, a resztę dnia mieli wolną. Kończyłam właśnie rozmawiać z rodzicami. Usłyszałam pukanie do drzwi, które po chwili lekko się otworzyły i ujrzałam w nich głowę Bartmana, z wielkim uśmiechem na ustach. Usiadł na łóżku i czekał aż skończę rozmawiać. Pożegnałam się z rodzicami i odłożyłam laptop na półkę obok.
- Słucham cię- zwróciłam się do Zbyszka
- Strasznie nudno. Chodźmy na spacer.
- Można wychodzić poza hotel- zapytałam
- No pewnie. Większość chłopaków już dawno gdzieś wyszła- uśmiechnął się.
- A ty nie z nimi?- zdziwiłam się
- Nie. Najpierw spałem, a potem rozmawiałem z siostrą. To co idziemy?- wstał i wyciągnął dłoń w moim kierunku.
   Nie znaliśmy za bardzo miasta, więc głównie skupialiśmy się na zapamiętywaniu różnych punktów mających ułatwić nam powrót. Spacerując nie rozmawialiśmy zbyt dużo. Głównie tylko o tym, w którym kierunku się udamy, czy o czymś co nam się spodobało gdzieś po drodze. Po pewnym czasie dotarliśmy do niezbyt dużego placyku z fontanną, która znajdowała się w jego centrum, a obok kilka alejek z ławeczkami. Usiedliśmy na jednej z nich.
- Wiesz, gdyby jeszcze kilka miesięcy wcześniej ktoś mi powiedział, że będę tutaj z wami, że w ogóle będę  współpracowała z siatkarzami to bym go wyśmiała- westchnęłam spoglądając gdzieś przed siebie.
-A ja liczyłem na to, że jeszcze kiedyś się spotkamy- uśmiechnął się serdecznie- Widziałem cie później jeszcze na kilku meczach, ale jakoś nie było nam dane porozmawiać.
- Zgadza się. Byłam może z dwa, trzy razy na meczu. Potem niestety nie było już na to czasu. Trzeba było jakoś obronić magisterkę. No a później to już wielki spontan i wysłanie CV do wszystkich plus-ligowych klubów. Los chciał- kontynuowałam- że odezwało się akurat Jastrzębie.
- Ale chyba nie żałujesz co?- zapytał
- Zdecydowanie nie. Ale nie wiem czy moja psychika z wami wytrzyma- zaśmialiśmy się
Przez chwilę milczeliśmy. Zbyszek przybliżył się i objął mnie. Głowę oparłam o jego ramię i tak siedzieliśmy. Jak na końcówkę listopada noc była wyjątkowo ciepła, a na przejrzystym niebie migotała niezliczona ilość gwiazd.
- Julka?- zapytał ściszonym głosem
- Tak?
- Myślisz, że mielibyśmy szansę?
- Nie rozumiem. Na co szansę?
- Julcia- szepnął i zaczął "bawić się" moją dłonią- nie potrafię tego wytłumaczyć, ale odkąd cię poznałem, wtedy na hali, to coś dziwnego przyciąga mnie do ciebie. Jeszcze nie wiem co to takiego, bo nigdy tak się nie czułem, ale wiem jedno- przerwał na chwilę- zależy mi na tobie- Odwróciłam głowę w jego kierunku i nie spodziewałam się, że jest tak blisko. Spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam w nich coś dziwnego, coś czego wcześniej nie dostrzegałam. Miłość??
Poczułam delikatny pocałunek na swoich ustach, jakby bał się, że mnie tym przestraszy. Oddałam pocałunek.Tym razem całował pewniej. Gdy oderwaliśmy się od siebie dotknął mojego policzka- Damy sobie szansę?- zapytał z nadzieja w głosie
- Tak- odpowiedziałam i sama go pocałowałam. Wtuliłam się ufnie w niego. Dopiero wtedy zaczęło docierać do mnie co się tak właściwie dzieje. Uświadomiłam sobie, że przecież ja także coś do niego czuję- Mi też na tobie zależy- szepnęłam niepewnie. W odpowiedzi pocałował mnie w głowę, o którą opierał swój podbródek. Siedzieliśmy tak chwilę ciesząc się chwila i sobą.
- Wracamy już?- zapytałam, gdy poczułam zimny powiew wiatru. Do hotelu wracaliśmy już trzymając się za ręce i zatrzymując co jakiś czas by posmakować swych ust. W pewnym momencie usłyszeliśmy, że ktoś nas woła. Zdziwieni tym rozejrzeliśmy się wokół i zobaczyliśmy po drugiej stronie ulicy czterech facetów wyraźnie wyróżniających się wśród tłumu.
- Widzieliście to?- krzyczał Igła i wskazywał na coś co przypominało wielką karuzelę, znajdującą się przy budynkach. Oczywiście nie mogliśmy przegapić takiej okazji i nie wejść tam. Każdy wagonik zabierał po cztery osoby. Igła, Misiek, Rucek i Możdżi wsiedli do jednego, natomiast ja ze Zbyszkiem do drugiego. Widok był niesamowity. Panorama miasta nocą z wysokości naprawdę robiła ogromne wrażenie. Siedziałam oparta o  Zbyszkowy tors i podziwiałam, a z głośników wydobywała się nieznana nam japońska muzyka. 
- Cudownie to wygląda- zachwycałam się
- Ty jesteś piękniejsza- odparł i dostałam całusa w policzek. Zaśmiałam się cicho i sama pocałowałam go w usta. Całowalibyśmy  się tak dalej, gdyby nie przerwały nam jakieś odgłosy dochodzące z wagonika nad nami.
- Biedny Misiek- zaśmiał się Zbyszek
- Dlaczego?- zdziwiłam się
- Ma lęk wysokości, a oni pewnie teraz się z niego nabijają.
   Do hotelu wracaliśmy już we szóstkę. Chłopakom oczywiście nie umknęło to, iż trzymamy się ze Zbyszkiem za ręce. Nic nie mówili, ale wymieniali porozumiewawcze spojrzenia. Mój pokój znajdował się na końcu korytarza, dlatego też Zbyszek jak na chłopaka przystało odprowadził mnie pod same drzwi. Na korytarzu kręciło się jeszcze parę osób, dlatego żeby nie wzbudzić podejrzeń staliśmy w bezpiecznej odległości od siebie.
- Dobranoc dzieciaki- przeszedł obok nas Andrea, a po chwili zniknął za drzwiami swojego pokoju. Zbyszek przybliżył się do mnie i objął mnie w biodrach- Dobranoc słońce- szepnął i czule pocałował.